poniedziałek, 25 lutego 2019

Ponad trzy i pół roku razem...

Pewnie zaskoczę moją Kath tym postem, ale o to właśnie chodzi. Ostatnio powiedziała: "Chciałabym wrócić do pisania bloga", więc wracamy.

Co się wydarzyło od tej pory?
A no dużo. Przede wszystkim Kath się przeprowadziła. Mimo tamtych wątpliwości, mimo strachu i lęku pewnego dnia stanęła w drzwiach mojego mieszkania (no dobra, nie takiego mojego, bo dzielonego z dwoma innymi dziewczynami) z torbą i się wprowadziła. Od tamtej pory minęły ponad dwa lata, a my pół roku temu wynajęłyśmy dwupokojowe mieszkanie, tym razem same.

Kath znalazła pracę, a i ja zmieniłam swoją, bo okoliczności tego wymagały. Zamiast w wymagającej sprzedaży, pracuję w mojej ukochanej bibliotece, w zgodzie z moim zawodem. Dalej robię zlecenia dodatkowo, ale też to kocham, więc mogę śmiało powiedzieć, że pracuję w tym, co lubię.

I tak trwamy sobie od trzech lat razem, w lipcu będą cztery.
Jestem szczęśliwa, będąc z Nią. Każda chwila razem to taki promyczek słońca, nawet w pochmurne dni. Jest leniwcem okropnym, ale ja też (co tu ukrywać), choć mniejszym odrobinkę. Ale jest ciepła, jest kochana, jest opiekuńcza i jest wesoła. Tak, ta mała, niegdyś niemal zahukana Katarzynka jest wreszcie wesoła. Odkąd się przeprowadziła, odkąd dzielimy dni wspólnie, znikło trochę napięcie, trochę mniej się garbi, trochę mniej smuci. Jakby ten Śląsk wysysał z niej wszystkie życiodajne soki i dopiero Kraków sprawił, że zakwitła! No dobra, wiem, że to nie Kraków tylko ja (skromność to nie jest moja mocna strona).

No i to by było na tyle na dobry, nowy początek tego bloga.