czwartek, 17 marca 2016

O nowym życiu parę słów...

Witajcie Kochani!

Troszkę Nas nie było.
Działy się różne rzeczy, mniej przyjemne, ale wiem teraz, że Nas umocniły z Nath.

Coraz częściej myślę, że nie możemy być już a takiej 'separacji', z dala od siebie... bo rozstania są coraz cięższe do zniesienia, robią się oczy mokre i tęskniące... boli serce jakby było rozrywane na miliardy kawałków...

Jest jeden sposób aby temu wszystkiemu zapobiec... ale na ten krok muszę tylko ja się zdecydować, bo chyba już wszyscy są gotowa, co mnie jednocześnie i cieszy ogromnie i smuci niezmiernie...
Nie lubię być tak wyczekiwana, gdyż zawsze może pójść coś nie tak a nie każdy chciałby przeżyć zawód. Jestem rozdarta, nie ukrywam. Między miejscem, które mnie wychowało od ponad 25 lat oraz miejscem, które ma nowe możliwości... które chowa w sobie mój największy Skarb - Nath.
Wielu ludzi stwierdzi w tej chwili: ale co to takiego? Nie jedziesz na koniec świata... Ilu ludzi tak już zrobiło? Na co czekasz?
A no właśnie, na co czekam? Skoro tęsknię i nie potrafię zawsze doczekać się weekendów i ramion ukochanej osoby...

Słuchajcie...
Jakbym potrafiła odpowiedzieć na to pytanie to już pewnie pisałabym teraz tego posta będąc przy Nath. A tak nie jest. Często wkurza mnie wypowiedź: Wiem, że to dla Ciebie ciężko, ale może jednak warto to zrobić? Zastanów się.
A nie zastanawiam się? Co właśnie robię? Co robię już od dłuższego czasu? Jakby ktoś mógł wejść do mojej głowy to nie zapytywałby się o to wszystko.
I tak, Kocham Nath, całą sobą! Jestem zakochana na zabój, ale nie chcę niczego robić na odpieprz...

Więc to pewnie się stanie, przeprowadzę się, ale jeszcze nie teraz, nie natychmiast, kiedy sobie poukładam parę rzeczy...

środa, 6 stycznia 2016

Przez brzuszek do serduszka odc.1: Krem z dyni z włoszczyzną

Dużo by pisać - o naszym wyjeździe w góry, "zaręczynach" i wszystkim tym, co kocham w Kath najbardziej. Ale, że dopadł mnie jakiś taki wewnętrzny niepokój (to chyba ta zima) to kazałam mu się wynieść, podczas gdy ja sobie pogotuję.
W dzisiejszym menu między innymi zupa dyniowa i sałatka (do rzeczy mięsnych w postaci pulpetów się nie przyznam, bo choć sama jadam wciąż mięso - głównie drobiowe oraz ryby - to nie popieram tego procederu).

A że jednocześnie notuję sobie te moje przepisy w OneNote, to pomyślałam, a co - podzielę się. I tym samym mam zaszczyt zaprosić odbiorców bloga na nowy cykl: kulinarny!

W odcinku pierwszym:
KREM Z DYNI Z WŁOSZCZYZNĄ
(niebawem uzupełnię o fotografię i wrażenia smakowe, albo i nie. Krem jest pomarańczowy i kremowy, jak sama  nazwa wskazuje. Smak - dla miłośników dyni, która sama w sobie jest dość mdła i tutaj istotną rolę, w przypadku tego przepisu przynajmniej, odgrywa to, co do tej zupy wrzucimy - pestki z dyni i słonecznik, pestki z dyni i słonecznik!, ew. fikuśne grzaneczki przyprawione według upodobań)

Czas przygotowania: 30-60 minut
Koszt: 1,5/5 - zależy, co się ma w lodówce i ile kosztuje dynia
Porcje: też zależy, ile żremy (ale z 4 chyba spokojnie)
Czy można mrozić: tak
Kalorie: tak pi razy oko z 400 kalorii całość w wersji pierwotnej, czyli bez dodatków i nie uwzględniając za bardzo procesu smażenia i gotowania (kalkulatorkalorii.net). Jak ktoś wie, jak to wyliczyć profesjonalnie to będę wdzięczna za poradę.

Składniki: 
  • 0,5 kg dyni Hokkaido 
  • 1 średnia cebula 
  • 1 mała marchewka 
  • kawałek selera (max. 4x4cm) 
  • 1 litr wody 
  • 1 łyżka masła (w wersji wegańskiej można użyć np. oleju słonecznikowego) 
  • 1 łyżeczka gałki muszkatołowej 
  • pieprz, sól do smaku 
  • sok z 1 cytryny (ja dodam z 2-3 łyżeczki, bo tyle uda mi się wycisnąć z mojej) 
W rondelku, w którym będziemy gotować zupę, roztapiamy masełko na małym ogniu. W tym czasie kroimy w kostkę i wrzucamy kolejno (przy okazji przemieszując): cebulę, marchewkę, seler, dynię (jeżeli jest to Hokkaido możemy zostawić skorupę, ponieważ zmięknie w trakcie gotowania). Chwilę podsmażamy (z 2 minutki - jeżeli z Twojego kranu ustawicznie cieknie woda, akurat tyle, ile potrzeba na napełnienie nią dzbanka) Zalewamy litrem wody i dodajemy 1 kostkę warzywną. Gotujemy przez ok. 35 minut.
Przyprawiamy gałką muszkatołową, pieprzem i solą, wlewamy sok z cytryny. Studzimy i miksujemy. Możemy dolać wody lub bulionu warzywnego w zależności od preferowanej konsystencji. Z kolei jeżeli ktoś lubi gęściochę to sugeruję najpierw zmiksować wszystkie warzywa, a potem dolewać pozostały bulion (niekoniecznie cały).

Można podawać z: 
  • Ziemniaczanym puree doprawionym czosnkiem (w formie gałki) - wymysł Kasi, niezwykle trafiony 
  • Przyprawionymi pestkami dyni i słonecznika - moja ulubiona wersja, zaczerpnięta z grupowych odosobnień buddyjskich 
  • Podobno z makaronem, aczkolwiek na chłopski rozum domyślam się, że w wersji nieco rozrzedzonej i ze względu na dość mdły charakter samej zupy, makaron wydaje się zwyczajnie nudnym pomysłem
  • z grzankami też  można
  • dla miłośników pikanterii - imbir i chilli to to, co się z tą zupką świetnie komponuje (choć jak już sypiecie chilli to imbir możecie sobie darować) 
Ciekawostki: 
  • W niektórych sklepach można nabyć już rozkrojoną i obraną z pestek dynię (wersja dla leniuchów lub słabowitych w rękach, co to niejeden raz mając smak na zupę dyniową spędzili nad rozczłonkowywaniem tego zacnego warzywa cenne dziesiątki minut - czytaj Ja, gotująca ten przysmak niejeden raz i przysięgająca sobie, że to będzie ostatni raz. Warto zawczasu (zanim najdzie ochota na dynię) zrobić rekonesans w pobliskich warzywniakach. Jakież one są urocze, czyż nie? W ogóle kupowanie warzyw w supermarketach to pewnego rodzaju zbrodnia… 
  • W czasie gdy zupa się gotuje, można wstawić notkę na bloga!

wtorek, 5 stycznia 2016

Prawda prawdę Ci powie...

Witajcie Kochani!

Od jakiegoś czasu (dość długiego) zaczepiają mnie znajomi z pytaniem: "Dlaczego nic nie piszecie na blogu?"
A cóż ja, biedny robaczek, mogę odpowiedzieć? Prawdę!
I to też będzie moim tematem przewodnim.


Ileż słyszy się "On mnie okłamał i już nigdy Mu nie zaufam ponownie", "Przecież mogła mi powiedzieć, rozwiązalibyśmy to razem" itp...
Smutno robi się drugiemu człowiekowi gdy słyszy się takie rzeczy, które są najczęstszym powodem rozstań.

Uważam,że mówienie prawdy, tej bolesnej także, jest jak najbardziej w porządku.
Choć chciałoby się zachować ją jak najgłębiej... I jeżeli zdarzyło Nam się skłamać i myślimy, że to "dla dobra" - mylicie się i to bardzo. Gdy już stracicie zaufanie w oczach ukochanej osoby... nie odzyskasz tego, a przynajmniej nie tak jak do tej pory.

Ja samej Nath nie potrafię skłamać, po prostu - patrzę Jej głęboko w oczy i nie potrafię, wszystko płynie z moich ust. I choć słowa nie zawsze przemyślane, wiem że są prawdziwe.